czwartek, 12 września 2024

{Baldur. Wyspy białego słońca - Berenika Lenard, Piotr Mikołajczak}


Czy traumę można odziedziczyć? - to pytanie, na które Berenika Lenard i Piotr Mikołajczak próbują odpowiedzieć w swojej najnowszej książce „Baldur. Wyspy białego słońca”.

O tej książce napisano już niemal wszystko. I właściwie to „wszystko” mogłabym powtórzyć i potwierdzić:

  • że to historia idealna na film lub serial,
  • że autorzy wspaniale połączyli linie czasowe dwóch z pozoru niepołączonych ze sobą historii,
  • że dwa zupełnie inne światy: Islandia w roku 2019 i beskidzka wieś w 1998 przenikają się, by ostatecznie spotkać się w kulminacyjnym momencie,
  • że wymyślona przez Barenikę i Piotra aplikacja dla turystów to złoto!
  • że sama historia Baldura jest niesamowita, ale nie nieprawdopodobna – co czyni ją arcyciekawą,
  • że obraz zarówno współczesnej Islandii i życia emigrantów, jak i Polski lat 90. jest uczciwy - bez koloryzowania, ale też bez przesadnego krytycyzmu oraz
  • że odpowiedź na zadanie w pierwszym zdaniu pytanie tam jest. Choć to czytelnik ostatecznie decyduje, jak ona brzmi.

Natomiast ja chciałabym zwrócić Twoją uwagę także na:

  • język, którym napisana jest książka. Na to, jak się zmienia, w zależności od lokalizacji, od czasu i bohatera, który nim mówi. Autorzy świetnie operują językiem polskim, wplatają regionalizmy, słówka islandzkie, a w uzasadnionych momentach – łączą jedno z drugim.
  • mistrzowski research. Zdecydowanie warto docenić ogrom pracy włożonej w podparcie tej historii faktami, realnymi miejscami, zdarzeniami! Właściwie wszystkie wydarzenia, oprócz samej historii Baldura, mają swoje potwierdzenie w rzeczywistości. Od gradacji brudnicy mniszki w Puszczy Noteckiej, przez uzdrowisko na Słowacji, po serię włamań do mieszkań i domów w Reykjaviku.
  • diametralną zmianę gatunku literackiego. Muszę przyznać, że mam słabość do reportaży, nie tylko autorstwa tej pary. Gdy dowiedziałam się, że Berenika i Piotr pracują nad thrillerem psychologicznym, nie kryłam zaskoczenia. Jednak zaufałam zarówno autorom, jak i swojej intuicji, która podpowiadała mi, że tych dwoje bardzo zdolnych i pracowitych ludzi poradzi sobie i z tym wyzwaniem.


Fajnie móc dziś przyznać, że się nie pomyliłam. Wydaje mi się, że tych dwoje mogłoby napisać wszystko, nawet tekst piosenki disco-polo, i wszyscy byśmy go docenili. ;)

„Baldur. Wyspy białego słońca” pełen jest smaczków inspirowanych także życiem prywatnym autorów i odkrywanie tego było dla mnie przyjemnością, ale też pewnego rodzaju zaszczytem. Wciąż nie mogę uwierzyć, że się przyjaźnimy, że pewnego razu po prostu „kliknęło” między nami i tak już zostało. Ale muszę podkreślić, że osobiste sympatie nie wpłynęły na moją ocenę. Ten thriller jest wart tego, by go przeczytać. Ba, jest wart tego, by go zekranizować! A już najbardziej jest wart tego, byś go przeczytał/a.

Czekam na kolejną część, a z dobrych źródeł wiem, że akcja drugiej toczy się… a nie, tego zdradzić nie mogę. Ale szczerze zachęcam do lektury – domyślisz się wtedy sam/a.

Uściski, k. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój czas i komentarz. :)

Ps. bardzo proszę bez spamowania w komentarzach linkami do stron firmowych - to nie przejdzie. ;)