Wrzesień się kończy, a dychy ani widu, ani słychu! ;) Tak to już czasami bywa. Zwłaszcza, gdy w grę wchodzi miesiąc, w którym mam 2 tygodnie urlopu. Ale jestem, wróciłam, próbuję na nowo wdrożyć się w moją codzienność i... zaczynam od dychy. Tym razem będzie to dziesięć rzeczy, które zrobiłam we wrześniu. Jesteś ciekawa/y?
1. Spełniłam jedno z największych marzeń
Poleciałam na Islandię i spędziłam tam wspaniały, pełen wrażeń, emocji i niespodzianek tydzień! A wszystko to dzięki naszym przyjaciołom, Piotrowi i Berenice, którzy zaprosili nas do swojego domu i zrobili wszystko, byśmy czuli się tam komfortowo i wykorzystali nasz czas na Islandii jak najlepiej.
Swoją drogą, koniecznie zajrzyj na ich stronę internetową >>> icestory <<<. Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o Islandii oraz uzyskasz pomoc w zorganizowaniu wycieczki na Północ. Nasz wypad był całkowicie prywatny, ale znam już troszkę Piotra i Berenikę i ręczę za to, że będziesz zadowolona/-y wybierając ich na swoich przewodników podczas podróży. Poza tym serdecznie polecam książki ich autorstwa. Tym bardziej, że w październiku ukaże się najnowsza, tym razem Piotra solo, o emigracji w Norwegii. Miałam okazję czytać ją jeszcze przed ostateczną redakcją i naprawdę warto. Nie piszę tego jako osoba zaprzyjaźniona z autorem (choć to akurat niczego nie zmienia), ale jako obiektywna czytelniczka, która nawet miała swoje małe uwagi co do treści! ;)
Ale do brzegu... Jak to jest spełnić takie marzenie, które pozostawało przez długi czas w sferze pragnień niemalże niemożliwych do zrealizowania? Gdy absolutnie nie planujesz tego robić przez najbliższe lata? N I E S A M O W I C I E! Jest takie angielskie słowo, które idealnie mi tu pasuje: uplifting. To podnosi na duchu, sprawia, że zaczyna się wierzyć w dobro świata, ludzi i siebie samego na nowo. I choć już dziękowałam milion razy, to jeszcze (nie) raz zrobię to tu, na blogu: Pjutyrze, Beronku, DZIĘKUJĘ!
Właściwie wszystkie 10 punktów mogłoby się opierać o islandzką przygodę, ale obiecuję, że tak nie będzie. Znajdzie się w tej dyszce kilka punktów nawiązujących do naszego wyjazdu, owszem. Ale będą też takie, które nie mają z nim nic wspólnego. Jak na przykład punkt numer dwa.
2. Odmieniłam naszą kuchnię
Oczywiście z pomocą Małża, takie "grubsze" sprawy ogarniamy we dwójkę. Przy czym ja jestem głównie mózgiem wymyślającym dziwne zadania, a Małż mózgiem ogarniającym, jak je zrealizować oraz mięśniami. ;) Chociaż i ja udzielam się w roli wykonawczyni. O metamorfozie w kuchni pojawi się oddzielny wpis na blogu, dlatego nie będę teraz zdradzać zbyt dużo. Ale dodam tylko, że na fali tych zmian odmalowaliśmy także przedpokój, który po 5 latach od ostatniego malowania wyglądał już naprawdę źle. ;) Kuchenne szczegóły poznasz wkrótce! A tymczasem... na zdjęciu fragment kuchni jeszcze przed malowaniem i innymi zabiegami upiększającymi.
3. Spędziłam przyjemny wieczór z fajnymi ludźmi i ogórkowym ginem
Uwielbiam gościć w kawalerce bliskie osoby, po prostu uwielbiam! Jest to zawsze ogromna przyjemność i święto, i staram się, by moi Goście czuli się u nas naprawdę dobrze, swobodnie i "zaopiekowani". Mam nadzieję, że tak jest - kochani, którzy u nas bywacie, dajcie znać! ;)
Przygotowuję wtedy przekąski, dekoruję stół, czasami spotykamy się przy alkoholu, a czasami przy herbacie. Są świece, jest muzyka, a podczas ostatniego spotkania - upominki z Islandii, które przywieźliśmy naszym przyjaciołom. Tym razem degustowaliśmy też islandzki trunek: ogórkowy gin. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, śmialiśmy się, smakowaliśmy, po prostu cieszyliśmy się spotkaniem. Oczywiście towarzyszyły nam nasze koty, które znane są z tego, że skupiają niemal całą uwagę na sobie. ;) Było bardzo przyjemnie i chciałabym takie wieczory powtarzać jak najczęściej, jeśli tylko będzie możliwość.
4. Zobaczyłam lodowiec
A nawet go dotknęłam! I to było niesamowite przeżycie! Vatnajökull to największy lodowiec Islandii, położony jest w południowo-wschodniej części wyspy, a pod jego czapą kryje się najwyższy szczyt Islandii - Hvannadalshnjúkur (2200m) oraz jedne z najbardziej aktywnych wulkanów w kraju, między innymi Grímsvötn, Öræfajökull i Bárðarbunga. Sam lodowiec, widziany już z drogi, robi ogromne wrażenie, ale chyba największe zrobił na mnie w połączeniu z... punktem 5.
5. Znalazłam najpiękniejszą biżuterię na świecie
Biżuterię, którą uwielbiam, która nie ma sobie równych, która zachwyca mnie zawsze. Jest po prostu w moim stylu. Diamenty. I nie mówię tu o cennych kamieniach szlachetnych, choć to, co zobaczyłam na Diamentowej Plaży przebija nawet najpiękniejsze i najcenniejsze diamenty świata.
Diamentowa plaża to połączenie czarnego, wulkanicznego piasku z rozrzuconymi po wybrzeżu ogromnymi kawałkami białego, turkusowego i niebieskiego lodu, który płynie do morza wprost z lodowca turkusową, a jakże, rzeką. A następnie morze wyrzuca te cudowne bryły lodu na brzeg. Diamentową określa się plażę położoną tuż przy lagunie lodowcowej Jökulsárlón. Stajesz przodem do oceanu i widzisz czarny piasek z diamentami, odwracasz się, a Twoim oczom ukazuje się niesamowity jęzor lodowca i łącząca te dwa obiekty rwąca rzeka Jökulsá á Breiðamerkursandi. Gdy masz szczęście, jak my, zobaczysz w niej bawiące się foki.
O tym miejscu i moich wrażeniach napiszę więcej w jednym z planowanych, islandzkich wpisów na blogu. Nie da się bowiem zmieścić wszystkiego w jednym...
6. Kupiłam kalendarz na 2022 rok
Wow, ale news, co? ;) Ale jest naprawdę piękny i ma na okładce moje imię, więc ekscytuję się nim bardziej, niż powinnam. Okładka w moim ulubionym odcieniu zieleni też robi robotę. Nie wiem, czy Ci polecać, linkować, podpowiadać gdzie go kupiłam, bo to nie jest tani kalendarz. Do tego jest po angielsku. W podobnej cenie widziałam mniej atrakcyjne polskie wersje... no i jakoś tak, klik-klik, decyzja zapadła. Przyszedł kilka dni temu, pięknie zapakowany (co zawsze doceniam), pachnący i taki... nowy. Idealny na nowy rok kalendarzowy! Czy mówiłam już, że ma piękny kolor? ;)
7. Nie kupiłam niczego nowego do domu na jesień
I uważam to za prawdziwy sukces! Wyjęłam natomiast kilka jesiennych dekoracji ze skrzyni i z szafy, przywiezione z Islandii kamienie i piasek w butelkach też znalazły swoje miejsce i jestem gotowa na jesień. Tym razem stawiam na naturalne ozdoby, czyli to, co znajdę w ogrodzie, lesie, podczas spaceru. W 2017 roku napisałam na blogu tekst >>> jak przetrwać jesień <<<, który wciąż uważam za aktualny. A przy okazji, jeśli nie jesteś tu ze mną tak długo, możesz zobaczyć jak wtedy wyglądał fragment kawalerki, który aktualnie zdobi tapeta w paprocie. :)
8. Widziałam erupcję wulkanu
...z samolotu! Serio, serio! Przez cały nasz pobyt na Islandii (ojej, brzmi jakbyśmy byli tam z miesiąc co najmniej hi hi) wulkan, który przed naszym przyjazdem dawał popis swoich możliwości - Fagradalsfjall - spał sobie smacznie. Co jakiś czas wypuszczał jedynie chmurki dymu i pochrapywał. Skąd wiem? A stąd, że można go >>> na żywo oglądać! <<< I my podglądaliśmy, żeby wiedzieć, czy już biec te kilometry pod górę, aby zobaczyć lawę, czy nie. ;) Okazało się, że wulkan oszczędził nam tej wspinaczki ;) i wybuchł sobie cudownie, gdy już wystartowaliśmy w drogę powrotną. Filmik z tego wydarzenia możesz zobaczyć w zapisanej relacji z Islandii na >>> moim instagramie. <<< Nie jest to film HD, ale widać to, co ja widziałam z maleńkiego okna w samolocie, tuż pod nami. MAGIA. Niesamowita siła Przyrody. Udało mi się doświadczyć i lodu, i ognia na tej pełnej tajemnic Wyspie.
9. Ugotowałam norweską zupę rybną
I była pyszna! Okej, może nie smakowała tak, jak ta jedzona na Lofotach, w restauracji w Nussfjord, z widokiem na przepiękny fiord, ani jak ta jedzona w Reine, w najsłynniejszej knajpce z owocami morza na tym archipelagu - Anita's Food. Ale była smaczna, była moja i przypomniała mi najpiękniejsze chwile podczas spełniania marzenia o podróży na Północ Norwegii.
A to wszystko z kolei przypomniało mi o tym, jak bardzo jestem w tyle z postami o naszych podróżach. I może czas naprawdę się już za to wziąć i opisać, chociaż krótko, i wybrać zdjęcia, i powspominać...? Ech. Chcesz przepis na zupę?
10. Wzruszyłam się bardzo...
...na widok najmłodszego członka naszej rodziny, mojego jakby wnusia (bo ja w tym roku zostałam ciocio-babcią!), Ignasia (poniżej jego stópki, gdy miał chyba tydzień czy dwa). W tych jego błękitnych oczkach, tak ciekawych świata, można się zatracić! Jestem zakochana w tym blondasku. Bardzo bym chciała móc spędzać z nim więcej czasu. Może w październiku się uda? Trzymaj kciuki!
I koniecznie opowiedz mi, jak mija Twój wrzesień? Co ciekawego porabiasz, a może coś całkiem zwykłego, co sprawia Ci przyjemność? Czekam na Twoją historię w komentarzach... :)
fot. Ola Buda / Wrzosowa Studio |
PS dziękuję Wam za wszystkie >>> wirtualne kawy <<<, które mi postawiliście, by okazać wsparcie i chęć dalszego czytania kozich wpisów o zwykłym, prostym, nudnym (w dobrym tego słowa znaczeniu) życiu na Mazurach Zachodnich.
Całuję! k.
Ugotowanie zupy rybnej to coś z czym noszę się od dawna, ponieważ uwielbiam, ale niestety domownicy kręcą nosem na zapachy podczas procesu.
OdpowiedzUsuńTo chyba zależy, co się do tej zupy wrzuca? Ale faktycznie bardzo wrażliwe na zapach ryby nosy mogą miec problem... także wysyłaj domowników na spacer i gotuj! :)
UsuńSwietny pomysl, ze ja na to nie wpadlam wczesniej. Zrobie swoja dyche w pazdzierniku
OdpowiedzUsuńPrzygotowuję kozią dychę co miesiąc, czasami są to rzeczy już dokonane, ale przeważnie jest to post w formie sugestii i pomysłów na dany miesiąc. Bardzo polecam :) zwłaszcza, że akurat kozie dychy są luźne i nie spinam się, gdy nie uda mi się wykonać jakiegoś punktu.
UsuńWidzę, że to był udany miesiąc. Na pewno jedną z lepszych była wyprawa na Islandię :)
OdpowiedzUsuńBardzo udany! I jakoś nie dociera do mnie, że już się kończy...
UsuńAle cudowny miałaś ten miesiąc!
OdpowiedzUsuńTo byl bardzo udany miesiac, gratuluje! Oby kolejne byly podobne :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że Twój wrzesień był wrześniem nad wrześnie!
OdpowiedzUsuńcudowne stópki <3 mi jeszcze daleko do zostania babcią, ale już nie pamiętam jak mieli takie malutkie stópki ;-)
OdpowiedzUsuńCiocio-babcią! I jestem kilka lat przed 40...😉
UsuńCiekawy wrzesień. Gratuluję spełnienia marzenia.
OdpowiedzUsuńSuper pomysl. Lecę podsumować mój wrzesien
OdpowiedzUsuń