Pyry, kartofelki, ziemne jabłka, perki, grule, barabole, bulwy i psianki - obojętnie, jak je nazwiesz - uwielbiam! Ziemniaki to życie! Zwłaszcza młode, malutkie, wyszorowane szczotką i lekko oskrobane, ugotowane w osolonej wodzie i podawane z duuuuuuuużą garścią posiekanego koperku! Ach! Lubisz?
Mam dziś dla Ciebie przepis, który zrodził się spontanicznie z potrzeby serca. Albo raczej pustego żołądka. ;) Oto najpyszniejsza na świecie sałatka z młodych ziemniaków i innych przysmaków.
Ziemniaki w polskiej kuchni to niemalże warzywo narodowe. Dziś nikt już nie pamięta, że te smakowite bulwy dotarły do nas aż z Peru. To tam, ponad 6000 lat temu, rdzenni mieszkańcy Płaskowyżu Andyjskiego uprawiali to niesamowite warzywo, a w języku peruwiańskim można rozróżnić TYSIĄC słów określających ziemniaka i potrawy z niego przygotowane. Tysiąc! Dasz wiarę?!
Do naszego europejskiego grajdołka Pan Kartofelek przywędrował wraz z hiszpańskimi konkwistadorami w XVI wieku. Trafił tu całkiem przypadkiem, jako ciekawa roślina ozdobna, bo uważano, że jest trujący. Trochę prawdy w tym było, bo jedyną jadalną częścią ziemniaka są bulwy. Ale nawet te, gdy poleżą zbyt długo i zzielenieje im skórka, albo wypuszczą kiełki, zaczynają produkować silnie trującą solaninę. Ale nie będę Ci o tym opowiadać, bo przecież za chwilę będziemy je jeść! ;)
A jak pyszne bulwy dotarły do Polski? Królowa Bona! - wykrzykniesz. Otóż nie... To Jan III Sobieski wrócił spod Wiednia z workiem ziemniaków, który był podarunkiem od cesarza Leopolda. Ukochana polskiego króla, Marysieńka, nie była zachwycona takim podarunkiem, ale ostatecznie spodobały jej się kwiaty ziemniaka. Wyobraź sobie, że układano z nich nawet bukiety ślubne!
Nasze podniebienia ziemniaki na dobre podbiły dopiero w XVIII wieku, kiedy to okazało się, że można je nie tylko jeść, ale i... pić. ;) W postaci wódki, oczywiście. Dlatego, jeśli masz chęć, nalej sobie kieliszek i wypij go zagryzając sałatką z mojego przepisu. ;)
Potrzebne będą:
- 8-10 małych, młodych ziemniaków;
- filet wędzonego na ciepło (lub wędzonego na zimno, jeśli wolisz) łososia;
- 4 jajka;
- 2 łyżki kaparów (zamiennie: 2 małe ogórki kiszone);
- pół pęczka koperku;
- dobrej jakości oliwa;
- świeżo zmielony pieprz;
- opcjonalnie: kilka rzodkiewek, mała, czerwona cebulka.
Najtrudniejsza część za nami! ;) Wiesz już, że moja kuchnia opiera się na jednej, fundamentalnej zasadzie: na oko. Wszystko robię na oko, nawet gdy staram się trzymać przepisu. No dobrze, gdy piekę ciasto, to dodaję 6 jajek, gdy napisane jest, żeby dodać 6. Ale pozostałych składników dodaję na oko. Szklanka mąki? Okej, ale jaka? Duża? Mała? Wagi kuchennej po prostu nie posiadam. Dlatego tak uwielbiam przepisy Jamiego Olivera, które opierają się głównie na proporcjach. Jeśli dodajesz szklankę mleka, to dodaj taką samą szklankę mąki i wszystko się uda. Nieważne, jakiej pojemności to będzie szklanka. Dodaj jeszcze duże jajo i już masz ciasto na naleśniki. ;)
Sposób przygotowania:
Zacznij od wyszorowania szczotką do warzyw i delikatnego oskrobania ziemniaków. Następnie gotuj je w osolonej wodzie, aż zmiękną i wystudź. Ugotuj również jajka, na twardo lub półtwardo.
Posiekaj koperek. Jeśli zamiast kaparów użyjesz ogórków - pokrój je w naprawdę drobną kostkę. Rzodkiewki - jeśli użyjesz - pokrój w plasterki lub kostkę. Cebulę lubię kroić w cienkie piórka, ale nie ograniczaj się, jeśli wolisz w kostkę. Łososia wędzonego na ciepło "szarpię" widelcem na mniejsze cząstki. Wędzonego na zimno po prostu pokrój w cienkie plasterki.
Ostudzone ziemniaki kroję w plasterki. Układam w misce. Dodaję łososia, kapary, połowę posiekanego koperku, rzodkiewkę i cebulę. Polewam odrobiną oliwy i mieszam. Na wierzch kładę pokrojone w ćwiartki jaja, posypuję to resztą koperku i oprószam całość świeżo zmielonym, kolorowym pieprzem.
Mam to szczęście, że kupuję pyszną oliwę od Wioli, mojej dobrej koleżanki ze studiów, na litry. Wiola mieszka na Sycylii i wraz z mężem prowadzą mały gaj oliwny, rodzinną manufakturę. Przesyłają oliwę w baniakach do Polski, a ja dzięki temu mam na stole najpyszniejszą oliwę, jaką dotąd jadłam! Zero goryczy, delikatna, pachnąca i przepięknie zielona. Jeśli masz możliwość, zainwestuj w naprawdę dobrą oliwę, poczujesz różnicę!
Taką sałatkę zajadamy samą - z podanych składników spokojnie wyjdą 4 porcje. Czasami jednak zdarza mi się zrobić do tego jeszcze coś a la tzatziki, czyli jogurt naturalny, starty świeży ogórek, czosnek świeży lub granulowany i odrobina soli himalajskiej. Pyyyycha! To takie lekkie nawiązanie do pyry z gzikiem, wielkopolskiego dania, które uwielbiam i robię w swojej własnej, domowej wersji. Na pewno nie jest taka, jak w Poznaniu, ale nam smakuje.
To co? Masz ochotę na sałatkę? Daj znać, czy Ci smakowała! :)
A jeśli podobają Ci się treści na blogu, to zawsze możesz dać mi znać (komentarz, wiadomość) lub wesprzeć moją pracę >>> stawiając mi wirtualną kawę <<<
Dziękuję! k
Ale ciekawie się prezentuje. Wreszcie znalazłam taka, gdzie nie ma tylko i wyłącznie sałaty *.*
OdpowiedzUsuńhttps://rilseeee.blogspot.com
Prawie wszystkie składniki mamy w domu, więc chętnie polecę siostrze tę sałatkę.
OdpowiedzUsuńJestem wielką miłośniczką młodych ziemniaczków, więc to sałatka idealna dla mnie.
OdpowiedzUsuńNie wpadłabym na takie połączenie składników, a na pewno jest bardzo smaczne.
OdpowiedzUsuńJak my uwielbiamy takie sałatki szczególnie latem <3
OdpowiedzUsuńTakiej sałatki z ziemniakami to ja jeszcze nie jadłam, z resztą chyba jedyna jaką jadłam z ziemniakami to ta słynna polska sałatka wielowarzywna, więc o czym my mówimy :D Myślę, że to może być naprawdę świetny sposób na lekki lunch :)
OdpowiedzUsuńMłode ziemniaczki są teraz bardzo na topie, więc podobnie będzie z tą sałatką.
OdpowiedzUsuńBrzmi i wygląda przepysznie :)
OdpowiedzUsuńJa kocham ziemniaki i jem właściwie codziennie :D
OdpowiedzUsuńAle mi smaku narobiłaś! Moja wersja na sziemnisałatkiaczanej była do tej pory dość klasyczna: ziemniaki, podsmażony boczek, jajko, ogórki kiszone, czerwiba cebula i sos jogurtowo-majonezowy z przyprawą do kebaba -wsio. Ale chyba jutro wypróbuję twój przepis :)
OdpowiedzUsuń