Miałam 8 lat. Wypożyczyłam w szkolnej bibliotece książkę "Jak Wojtek został strażakiem". Marzyłam w tym momencie o zostaniu strażaczką, a jakże! Cieniutką książeczkę przeczytałam jednym tchem i jeszcze tego samego dnia przyniosłam do biblioteki, by ją oddać. Pani Bibliotekarka spojrzała na mnie zza okularów surowym wzrokiem i machając siwą czupryną na boki, zaczęła na mnie krzyczeć, że:
to niemożliwe, żebym JUŻ przeczytała, że oszukuję, że nie wolno tak kłamać!Do dziś pamiętam grymas na jej twarzy, czarne oprawki okularów i tego siwego boba (taka fryzura) na głowie. Bałam się przyjść po kolejną książkę! Na szczęście nie wpłynęło to znacząco na moje zainteresowanie czytaniem... Chociaż wizyty w bibliotece zamieniłam w późniejszych latach na kupowanie książek, które bardzo chcę przeczytać. Dlaczego o tym piszę?
Ominęłam zgrabnie Światowy Dzień Książki. Nie dlatego że nie czytam. Ale dlatego, że wkurzają mnie oceniające dyskusje na temat czytelnictwa w Polsce i/lub jego braku. Przepychanki: kto więcej, kto szybciej i kto bardziej ambitnie. I krytykowanie, naśmiewanie się, że jak ktoś nie czyta, to jest gorszy.
Wiem, że są osoby, dla których książka jest ukojeniem nawet po 12 godzinach bardzo wyczerpującej pracy. I to jest okej. Jednak większość zmęczonych po robocie ludzi włączy telewizor, odpali serial i ma relaks. I to też jest okej. Są też tacy, którzy łączą jedno z drugim. I to również jest okej.
Wzbudzanie zainteresowania czytaniem, książkami odbywa się (raczej: powinno się odbywać) na poziomie wczesnej edukacji, ale też generalnie dzieciństwa, tego przed wsiąknięciem w system szkolny. Ale jeśli rodzice dziecku nie czytali, a później jedna z podstawowych lektur szkolnych opowiadała o wychłostanym na śmierć, uzdolnionym muzycznie chłopcu, to dlaczego się dziwimy, że te dziś już dorosłe dzieci czytać nie chcą? O liście lektur szkolnych można napisać kolejny tekst, ale kto go będzie czytał? Raczej nikt z Ministerstwa Edukacji...
Ministerstwo Edukacji, zwłaszcza w aktualnym składzie, nie pochyli się też nad książką, o której jest ostatnio bardzo głośno. Czy słusznie? Cóż, mam wrażenie, że statystyczny Polak czy Polka po nią nie sięgną, nawet gdyby dostali egzemplarz za darmo. Dlaczego? Chociażby dlatego, że wciąż jeszcze duża część naszego społeczeństwa reaguje nerwowo (żeby nie powiedzieć agresywnie) na słowo f e m i n i z m. A jeśli dodatkowo pojawiają się w tym kontekście różne literki, jak l, g, b, t, q, czarnoskóre kobiety i inni "odmieńcy", to już w ogóle porzućcie wszelkie nadzieje. ;) A o tej książce na świecie było, jest i będzie jeszcze długo głośno, bo - parafrazując - ten rozgłos jej się po prostu należy.
Mowa o "Dziewczynie, kobiecie, innej" Bernardine Evaristo - książce dekady według "Guardiana" i "Sunday Times", książce roku według "Washington Post", "New Yorkera", "Time'a" i "Kirkus Reviews" oraz zdobywczyni prestiżowej Nagrody Bookera w 2019 roku.
W tym roku, 14. kwietnia, nakładem Wydawnictwa Poznańskiego ukazała się w Polsce, we wspaniałym tłumaczeniu Agi Zano. Muszę podkreślić, że tłumaczka wspięła się naprawdę na wyżyny swojego fachu i świetnie oddała niuanse językowe, cechy charakterystyczne wszystkich 12 postaci, które poznajemy w książce. Koniecznie przeczytaj "O wierności. Od Tłumaczki" - część znajdującą się na końcu książki. Zachęcam do zapoznania się z nią przed lekturą, bo Aga Zano wyjaśniła w niej pewne kwestie związane z tłumaczeniem, dzięki którym łatwiej jest się "wgryźć" w treść i zrozumieć językowe smaczki.
Amma, Yazz, Dominique, Carole, Bummi, LaTisha, Shirley, Winsome, Penelope, Megan/Morgan, Hattie, Grace. To kilka pokoleń czarnych, angielskich obywatelek, które głośno wyrażają swój sprzeciw wobec rasizmu, patriarchatu, dyskryminacji, ale też takich, które próbują odnaleźć swoje miejsce we współczesnym społeczeństwie brytyjskim. Antysystemowy charakter widać już na pierwszej stronie, gdzie z zaskoczeniem czytamy słowa jakby wystrzeliwane, wyrzucane, bez kropek i wielkich liter zaczynających nowe zdanie, z zupełnie inną, niż ta do której jestem przyzwyczajona, rytmiką.
Nie chcę opowiadać Ci treści, przeprowadzać przez książkę krok po kroku, bo wiem, jaką przyjemnością było dla mnie odkrywanie jej kawałek po kawałku. Poznawanie niesamowitych postaci, kolorowych, wielopoziomowych, ich historii czasami powodujących uśmiech, a czasami smutek. To życie kobiet zdeterminowane przez kolor skóry, orientację seksualną, płeć, wykształcenie i zaplecze rodzinne oraz system kraju, w którym żyją.
"[...] ale jeśli musi się okaleczać, by komunikować światu swoje wykształcenie, talent, intelekt, kompetencje i zdolności przywódcze, to trudno
codziennie rano powtarza sobie przed łazienkowym lustrem tę samą mantrę
mam świetną prezencję, jestem sympatyczna, towarzyska, kontaktowa, robię karierę i odnoszę same sukcesy
mam świetną prezencję, jestem sympatyczna, towarzyska, kontaktowa, robię karierę i odnoszę same sukcesy
mam świetną prezencję, jestem sympatyczna, towarzyska, kontaktowa, robię karierę i odnoszę same sukcesy
jako dzwonek w telefonie ma ustawione Cztery pory roku Vivaldiego, ale to tylko publiczna fasada do manifestowania jej gustów muzycznych
tak naprawdę Carole uwielbia tańczyć niczym wojownicza królowa do gorączkowych rytmów Feli Kutiego, ojca chrzestnego szamanizmu o twarzy pomalowanej w barwy wojenne
uwielbia, jak rozszarpuje jej emocje polirytmiczną perkusją i bezwstydnie wzdętym rykiem rogów, rozpędzając wszystkie udawane powierzchowne uprzejmostki liryczno-polityczno-antykorupcyjnymi ciosami na odlew
uwielbia futurystyczną psychodelię Parliament Funkadelic
którzy teleportują pokręconą logikę swojego kuriozalistycznego statku matki prosto do jej mózgu, odjechaną wyobraźnią aktywując zaniedbaną prawą półkulę
uwielbia oglądać na YouTube ich występy w absurdalnych kostiumach
i tańczyć
sama dla siebie
aż się wytańczy
z własnej głowy
z ciała
czuć to w sobie
uwalniać
nikt jej nie widzi
nikt nie ocenia [...]"
A ja oceniam. Ale tylko tę książkę. Na wartą przeczytania. Wartą zatopienia się w tym rytmie, w języku, w takim postrzeganiu świata, jakiego ja - uprzywilejowana, biała kobieta - nie mam szansy doświadczyć i w pełni zrozumieć. Ale mogę próbować, bo zawsze warto próbować.
Uściski, k.
______________________
PS jeśli podoba Ci się to, co robię i chcesz wesprzeć moje działania, możesz postawić mi kawę :) Dziękuję!
Miałam podobnie w bibliotece szkolnej - raz moją ukochaną bibliotekarkę (która wpuszczała mnie między regały, żebym sobie sama wybierała książki, choć to było teoretycznie zabronione dla uczniów) zastąpiła inna - kiedy wyjaśniałam, że nie podam jej konkretnego tytułu książki, którą chcę wypożyczyć, bo czytam różne z danej serii, a ta ma tomów kilkadziesiąt i wiele już przeczytałam, upierała się i chodziła po kolei, przynosząc mi jeden po drugim (na co ja, że już to czytałam, to też, i to, tak, to też,i tamto...), aż w końcu łaskawie pozwoliła mi wejść - i jak jej przyniosłam po kilku przerwach przeczytaną książkę to nie chciała jej przyjąć z hasłem, że na pewno sobie robię jaja i że to nie jest normalne. Wg mnie tacy ludzie z biblioteką nie powinni mieć nic wspólnego... bo trzeba mieć podejście i do książek, i do ludzi ;)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tą książką. Muszę po nią sięgnąć...
BTW, ja też niczego w związku z Dniem Książki nie zrobiłam. I nawet miałam przez moment wyrzuty, bo przecież z wykształcenia zajmuję się książkami, prowadzę po części blog książkowy i takie konto na IG, tyle mam do powiedzenia o książkach, ale... no właśnie. Dla mnie Dzień Książki może być codziennie ;) Mam się czuć gorzej tylko dlatego, że razem z innymi nie wrzuciłam czegoś tam konkretnego dnia w roku? A może wrzucę wtedy, kiedy nie będzie takiego szału i to będzie ważniejsze niż w ten konkretny dzień? ;) I to, i to jest ok!
Nie ma co mieć wyrzutów sumienia, tym bardziej gdy - tak jak mówisz - możesz mieć dzień książki codziennie. Mnie zmęczyły te dyskusje i próby udowodnienia wyższości tych czytających nad tymi mniej czytającymi itp. Żyjmy i dajmy żyć innym. :) Buziaki!
UsuńZachęciłaś skutecznie.Choć „żem" facet, to chętnie przeczytam.Ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuńFacet też może być feministą! :) Bardzo bym chciała, żeby było takich więcej, którzy rozumieją znaczenie tego słowa i nie mają pejoratywnych skojarzeń. :) Daj znać, co sądzisz o książce, ciekawa jestem!
UsuńZachęciłaś! :)
OdpowiedzUsuńksiążkę zamówiłam ))
OdpowiedzUsuńech gdybyż to było takie proste z tym nie czytaniem narodu tutejszego... Czesi czytają jak szaleni, mają wielopokoleniowe biblioteki w domach - wątpię, żeby tam się nie trafiała felerna pani bibliotekarka czy nieczytający rodzice. Lektury owszem są różne jednak w miarę aktualizowane. System edukacji leży i kwiczy od ... ZAWSZE. Wg mnie kluczem jest Tradycja i Nauczanie. Czeską tradycją jest czytanie a polską wiara katolicka i żeby tak dobić pointę deską, taka wiara, że 80 procent katolików biblii owszem nie przeczytało. Pozdrawiam.
Moja pasja do książek narodziła się dzięki rodzicom, którzy zawsze ze swoich wyjazdów służbowych przywozili mi książki. A na wakacjach kupowali książki jako pamiątki:)
OdpowiedzUsuńU mnie książki zostały jakiś czas temu odstawione na rzecz komiksów. Niestety coraz mniej czasu. Niemniej na bierząco jestem z książkami dla przedszkolaków ;)
OdpowiedzUsuń