Wczoraj spadł śnieg. W końcu! Czekam na niego co roku z coraz większą niecierpliwością. Śnieg otula świat, jak miękka kołdra. Powoduje, że ów staje się jaśniejszy, pluszowy, spokojny. I cichy. Najpiękniejsza cisza panuje w lesie własnie zimą. Posłuchaj kiedyś. :) Zanim jednak spadł, postanowiłam trochę pozaklinać rzeczywistość i wpuścić nieco zimowych dekoracji do kawalerki.
Najpierw zapaliłam świece i uruchomiłam - przywołującą na myśl najpiękniejsze świąteczne wspomnienia z dzieciństwa - karuzelę z aniołkami. Możesz ją zobaczyć i przeczytać o niej we wpisie >>> o naturalnych ozdobach domu w duchu #lesswaste <<<. A teraz postanowiłam odrobinę zaszaleć.
Czasami od pomysłu do realizacji musi minąć jakiś czas. Czy właśnie minęło kilka lat, odkąd pierwszy raz pomyślałam o tym, że chcę mieć taki świecznik-wianek nad stołem? Być może. Czy warto było czekać? Zdecydowanie tak. Dziś opowiem Ci i pokażę, jak zrealizowałam pomysł (nie mój autorski, zainspirowały mnie, jak zwykle, koleżanki-blogerki z Północy), który chodził mi po głowie już dawno, ale nigdy nie miałam okazji go urzeczywistnić.
Potrzebowałam do tego świecznika do powieszenia (mój to ring marki house doctor), gałązek świerku, świec, odrobiny sznurka. Tak naprawdę mogłabym tu zakończyć listę potrzebnych rzeczy, ale uznałam, że nie będzie lepszej okazji, by wykorzystać też kryształowe zawieszki (tak, są naprawdę kryształowe), które kupiłam w tamtym roku za 2 złote w second-handzie. Całe 12 sztuk pięknych kropelek. Myślę, że to pozostałość po jakimś bardzo efektownym żyrandolu. ;)
Gałązki przymocowałam do obręczy za pomocą czarnego, cienkiego sznurka. Manewrowałam nim tak, by zakryły go świerkowe igiełki. Aby świeczki utrzymały się w swoich miejscach, najpierw rozpuściłam nieco wosku i niejako "przykleiłam" je do metalowych podstawek. Wosk zastygał w kilkanaście sekund, więc uwijałam się przy tym, jak mróweczka. :)
Jak zawiesiłam całość nad stołem? - zapytasz. Cóż, mamy w suficie haczyk. Jest tam właściwie odkąd tu mieszkamy, ponieważ wędrowaliśmy ze stołem podczas meblowania kuchni. Nie do końca wiedzieliśmy, gdzie dokładnie będzie leżała ta mityczna kraina, zwana "centralnie nad blatem stołu". Do świecznika przywiązałam skrupulatnie 4 jutowe sznurki odpowiedniej długości. Na ich łączeniu mój Małż zastosował nieco mroczny chwyt... zawiązał je bowiem w węzeł stryczkowy. Szubienica i te sprawy, rozumiesz? ;) W ten sposób mieliśmy pewność, zaciskając pętlę na przysufitowym haku, że konstrukcja nie będzie się bujać. Ale spokojnie, hakowi nic nie jest, nie ma nam za złe lekkiego podduszenia, bo jest po prostu... hakiem. ;)
Gdy wieniec-świecznik zawisł w miejscu docelowym, udekorowałam go kryształkami. Początkowo miałam w planach jeszcze bombki, suszone pomarańcze, a nawet girlandę z papieru! Ale gdy zobaczyłam, jak fantastyczny efekt dała ta minimalistyczna dekoracja, odpuściłam. Kropelki pięknie odbijają światło, dodają odrobinę elegancji i przywołują na myśl lodowe sopelki.
Nie wiem, czy udało mi się uchwycić piękno tej dekoracji w całej krasie i zachęcić Cię do realizowania odkładanych na "kiedyś" pomysłów. Wiem natomiast, że każdego dnia, gdy wchodzę do kuchni i widzę ten świecznik, gdy wieczorem podpalam knoty i wdycham cudowny zapach świerku - jestem w domu. I czuję magię zbliżających się Zimowych Świąt.
To druga część wpisu o naszych świątecznych dekoracjach. W kawalerce nie szalejemy z ozdobami, a sznury drobnych lampek (np te na regałach z książkami) pracują u nas cały rok. ;) Mam jednak w planach jeszcze jeden wpis, małe DIY z kotoodpornymi bombkami choinkowymi. Postaram się już w przyszłym tygodniu podzielić z Tobą naprawdę prostym "zrób to sam".
Póki co - zaczęłam pracę nad postem o fantastycznych książkach, które świetnie się sprawdzą w roli gwiazdkowego prezentu. Zaczęłam też pisać grudniową dychą, ale będzie to inna niż poprzednie kozia dycha. Opowiem Ci o tym przy kolejnej okazji...
Tymczasem daj znać, jak podoba Ci się moja wisząca ozdoba, świecznik, wieniec, jakkolwiek to nazwiemy?
Uściski,
k.
PS dokładnie dziś obchodzimy z Małżem 10. rocznicę ślubu. Ale to zleciało... ;) Zamiast wpatrywać się w zorzę polarną gdzieś za Kołem Podbiegunowym, będziemy dziś pić grzańca i oglądać jakiś film. Albo nasze sosny. ;) A Ty, jeśli masz chęć, wypij nasze zdrowie czymś, co masz pod ręką. Herbata też się sprawdzi! Dobrych życzeń, zwłaszcza tych o zdrowiu, nigdy dość. Cmok!
Hej! Piękna, skromna dekoracja, a często trudno zachować umiar przy świątecznym ozdabianiu. Zainspirowałaś mnie, dzięki 🙂
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, dziękuję! :)
UsuńBardzo mi się podoba, świąteczna elegancja z tej dekoracji płynie. :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! :)
UsuńGratulacje i stu lat z Małżem! Mam nadzieję, że te świerkowe gałązki nie tylko ładnie wyglądają, ale też pięknie pachną - ja w choince zawsze najbardziej lubię jej leśny zapach :)
OdpowiedzUsuńDzięki Aga! :) Taaak, zapach jest najpiękniejszy! Ale myślę, że będę musiała jeszcze raz wymienić gałązki, bo pomału zaczynają się sypać igiełki. ;)
UsuńBardzo mi się podoba, wygląda pięknie. Czy ze świecami nie ma problemu? Nie kapie wosk?
OdpowiedzUsuńDziękuję! Ten świecznik jest tak zbudowany, że świece mają podstawki, nie ma możliwości, by coś kapało. :)
UsuńWygląda to przepięknie. Na pracowała się
OdpowiedzUsuńWspaniały świecznik.
OdpowiedzUsuńŚwieże gałązki i zapach sprawiają, że te święta są jeszcze bardziej świąteczne.
Uwielbiam własnoręcznie wykonane rzeczy.
Piękny!
Pozdrawiam :-)
Irena-Hooltaye w podróży
Dziękuję, Irenko! :)
Usuń