Nie da się tego opisać słowami. Tego, co robisz w środku, auroro, z człowiekiem. Zwłaszcza takim, który przez lata, dekady całe, marzył, by cię zobaczyć. I w ogóle nie spodziewał się, że właśnie dziś, teraz, to nastąpi. Że robiąc zwykłe zdjęcie górom skąpanym w morzu, doświadczy twojej obecności. Lekko ścięłaś mnie z nóg i naprawdę nie mogłam uwierzyć, że to ty. I jakkolwiek patetycznie to zabrzmi, jak bardzo natchnione komukolwiek mogą to się wydać słowa – dla mnie to było niemal mistyczne doznanie. Jeden z najpiękniejszych cudów Natury! To spotkanie z tobą, zorzo polarna, to jakiś kosmos. Dosłownie i w przenośni!
Podobno, gdy burze magnetyczne na słońcu są gwałtowne, zorza jest większa i przesłania całe niebo - można wtedy gołym okiem zobaczyć te wszystkie kolory, a nawet usłyszeć jej śpiew. Ponieważ nasz wyjazd na Lofoty kończył się wraz z początkiem sezonu na aurorę - udało nam się dostrzec niewielką jej część, ogonek taki, który w tym czasie delikatnie głaskał północno-norweskie niebo. I wiesz, cieszyliśmy się i skakaliśmy z radości, jak dzieci. W końcu to było pierwsze w naszym życiu spotkanie z Zorzą Polarną! Ze słynną Aurorą Borealis!
Pierwszego wieczora dostrzegliśmy niepozorne i nieduże, dziwnie ruszające się obłoki (najbardziej zbliżoną do rzeczywistości wersję pokazuję na końcu tego wpisu). Różniły się od zwykłych chmur, więc bardzo szybko zwróciły naszą uwagę. Nie miały koloru absyntu – takiego, jaki widzisz najczęściej na zdjęciach w internecie. Na tym etapie były dość zwyczajne - dla ludzkiego oka (które postrzega kolory poprzez natężenie światła, a więc ma problem z ich rozpoznaniem w zupełnej ciemności). Ale... tańczyły. Tańczyły, jak skradziony przez podmuch wiatru ażurowy woal. Dziwisz się więc, tak jak my, gdy nie masz doświadczenia w temacie. Robisz zdjęcie bizarnym chmurkom, a one… w aparacie zamieniają się w neonowe, zielone wstęgi. Podobne do tych, którymi czarują publiczność i sędziów gimnastyczki artystyczne.
Wyobraź sobie nas tak zaskoczonych, gdy spojrzeliśmy w naszej hytcie w zdjęcia, że aż słów nam zabrakło. Spojrzeliśmy na siebie i wiedzieliśmy, że nadszedł czas polowania. Zdjęcia poniżej to było tylko preludium... o czym mieliśmy się przekonać dnia następnego.
Wyobraź sobie nas tak zaskoczonych, gdy spojrzeliśmy w naszej hytcie w zdjęcia, że aż słów nam zabrakło. Spojrzeliśmy na siebie i wiedzieliśmy, że nadszedł czas polowania. Zdjęcia poniżej to było tylko preludium... o czym mieliśmy się przekonać dnia następnego.
Drugiej nocy, przygotowani w pełni na to, co może się wydarzyć, uzbroiliśmy się w termosy pełne gorącej herbaty i kawy, w czapki, szaliki, ciepłe swetry i kurtki z kapturami, w 3 w pełni naładowane baterie do aparatu oraz statyw. I, co najważniejsze, tym razem śledziliśmy doniesienia o aktywności zorzy w jednej z dedykowanych aplikacji.
Byliśmy gotowi na to, że najpiękniejsza aurora tego wieczora będzie cieszyła oczy Kanadyjczyków i Grenlandczyków, ale Lofotom miał się dostać ów ogonek, na który bardzo liczyliśmy – po doświadczeniach z poprzedniego wieczoru. Jedyne, czego było nam trzeba, to bezchmurne niebo. Jeśli czytałaś/-eś kiedykolwiek o Norwegii, a zwłaszcza o północno-zachodniej części tego kraju, to wiesz, że o bezchmurne niebo wcale nie jest tak łatwo. Zwłaszcza na Lofotach, gdzie pogoda w ciągu godziny potrafi się zmienić kilka razy. Cóż, mieliśmy szczęście. I pełnię księżyca do tego. ;)
Poprzedniego wieczoru, gdy po prostu wybraliśmy się na jedną z najpiękniejszych plaż Lofotów – Uttakleiv – zorza nas zaskoczyła totalnie. Tym razem naprawdę się przyszykowaliśmy, a na nasze polowanie wybraliśmy cypel przy drodze nad samym morzem, między plażami Myrland i Storsandnes. Z dala od miejskich świateł, na małej zatoczce przy bardzo rzadko uczęszczanej, kamienistej drodze, ze szczytem Storsandnestinden za plecami, ustawiliśmy statyw i… czekaliśmy.
Z jednej strony byliśmy podekscytowani, zupełnie jak przed pierwszym spotkaniem ze znajomym, z którym rozmawialiśmy dotąd tylko przez internet. Z drugiej - pełni obaw, że chmury się nie rozstąpią, a pełnia księżyca popsuje nam plany. No ale… zmartwienia odeszły na bok, gdy tylko ponownie pojawiły się te dziwne chmurki. Myślę, że nie potrzebujesz już więcej słów ode mnie. Teraz po prostu popatrz. Ale pamiętaj, że zdjęcia nie oddają tego zjawiska nawet w połowie. Nie oddają tych uczuć, tego zachwytu zmieszanego z ogromnym zaskoczeniem, że to jest TO.
Poprzedniego wieczoru, gdy po prostu wybraliśmy się na jedną z najpiękniejszych plaż Lofotów – Uttakleiv – zorza nas zaskoczyła totalnie. Tym razem naprawdę się przyszykowaliśmy, a na nasze polowanie wybraliśmy cypel przy drodze nad samym morzem, między plażami Myrland i Storsandnes. Z dala od miejskich świateł, na małej zatoczce przy bardzo rzadko uczęszczanej, kamienistej drodze, ze szczytem Storsandnestinden za plecami, ustawiliśmy statyw i… czekaliśmy.
Z jednej strony byliśmy podekscytowani, zupełnie jak przed pierwszym spotkaniem ze znajomym, z którym rozmawialiśmy dotąd tylko przez internet. Z drugiej - pełni obaw, że chmury się nie rozstąpią, a pełnia księżyca popsuje nam plany. No ale… zmartwienia odeszły na bok, gdy tylko ponownie pojawiły się te dziwne chmurki. Myślę, że nie potrzebujesz już więcej słów ode mnie. Teraz po prostu popatrz. Ale pamiętaj, że zdjęcia nie oddają tego zjawiska nawet w połowie. Nie oddają tych uczuć, tego zachwytu zmieszanego z ogromnym zaskoczeniem, że to jest TO.
Gdy wypełnieni endorfinami po końcówki włosów, wracaliśmy z naszego polowania, zatrzymaliśmy się jeszcze na górce, z której widać miasteczko Leknes. Tam naszym oczom ukazał się kolejny spektakl, zakończony dramatycznie spadającą gwiazdą. Jak myślisz, o jakim życzeniu pomyślałam? ;)
Poniżej znajdziesz gif, który prawie idealnie oddaje zorzę, jaką nam dane było zobaczyć. Popatrz na te dziwnie zachowujące się chmurki, wstążki tańczące na niebie. Mniej-więcej tego doświadczyliśmy. Myślę, że teraz (jeśli nie miałaś/-eś jeszcze okazji oglądać aurory na własne oczy) będzie Ci łatwiej sobie wyobrazić, jak to zjawisko wygląda.
Via http://europeconsult.blogspot.com |
Dziękuję, Auroro! I do zobaczenia ponownie! :)
Ps. dodam tylko, że zdjęcia są właściwie bez żadnej obróbki (wyprostowałam je i przycięłam do odpowiednich kadrów, kilka nieco rozjaśniłam, a później zmniejszyłam do pasującej do bloga rozdzielczości). Zależy mi na tym, żebyś zobaczył/-a zorzę tak, jak my ją widzieliśmy. Nie "ulepszoną" w programie graficznym, ale taką, jaka wtedy była.
Uściski! k.
mój mąż i synowie byliby przeszczęśliwi gdyby udało im się zobaczyć takie zjawisko
OdpowiedzUsuńCzasami nawet w Polsce, na północy, można dostrzec zorzę! O ile jej siła jest tak duża, a niebo bezchmurne... a to zawsze kwestia szczęścia. ;)
UsuńMyślę, że nawet najlepsze kadry nie oddają całości cudowności tego zjawiska :) Na zdjęciach wygląda pięknie, w rzeczywistości z pewnością jeszcze lepiej. Zazdroszczę takich widoków na żywo :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie żaden film czy zdjęcie nie odda tego klimatu "na żywo". :)
UsuńCudowne widoki i piękne zdjęcia :) myślę, że każdy powinien zobaczyć takie zjawisko na własne oczy chociaż raz w życiu
OdpowiedzUsuńJestem zdecydowanie za! Może wtedy łatwiej byłoby niektórym zrozumieć, że dbając o nasze środowisko, dbamy też o siebie, nie pozwalamy zniknąć takim cudom natury. :)
UsuńNigdy nie miałam okazji zobaczyć zorzy polarnej a bardzo chciałabym, oglądać zorze to musi być cudowne doświadczenie usłyszeć jej śpiew to już brzmi magicznie. Dzięki za piękna relacje. Świat jest dziełem sztuki
OdpowiedzUsuńPięknie to podsumowałaś: świat jest dziełem sztuki. To prawda! Uściski!
UsuńA słyszałaś, że jest cos takiego jak projektor zorzy? :) I kosztuje nawet niewiele :) Oczywiście to nie to samo co zorza na żywo ale tak wieczorem puścić sobie taki projektor...kuszące :)
OdpowiedzUsuńNie, nie słyszałam! To musi też ciekawie wyglądać! :) Np gdy mocno zatęsknię za Północą, wyświetlę sobie zorzę na suficie w domu... :D Dzięki, Magda!
UsuńCiekawe fotki. Ten zielony wygląd trochę jak maźnięcie fotki plakatówką. Bardzo to odrealnione, a przez to inne niż wszystko.
OdpowiedzUsuńTo był sam początek września i jednocześnie początek aktywności zorzy, stąd takie "maźnięcia". Ale przeżycie niesamowite dla kogoś, kto marzył całe życie i totalnie się nie spodziewał, że akurat teraz się uda doświadczyć zorzy. :)
UsuńAlez mieliscie szczęście, o zorzę wcale nie jest tak latwo! Niektorzy polują na nią tygodniami i sie sie udaje! Pieknie!
OdpowiedzUsuńMówisz?! To tym bardziej się cieszę!
UsuńPamiętam swoją pierwszą zorzę w Bergen, nawet Ørjan widział wtedy zorzę pierwszy raz w życiu :D ale zorza na Północy jeszcze przed nami :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żebyście doświadczyli tej na Północy! :)
UsuńPierwszy raz widzę takie nieobrobione zdjęcia zorzy i jestem zachwycona. I uświadomiona! Bo teraz przynajmniej wiem czego faktycznie można się spodziewać jadąc na północ i za to dziękuję :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, człowiek się spodziewa po obejrzeniu zdjęć, że będą go oczy bolały od neonów, a to nie tak działa... :) Chciałam to pokazać i opowiedzieć o tym bez filtra. :)
UsuńPiękne widoki i z pewnością niezapomniane przeżycie :)
OdpowiedzUsuńZobaczyć zorze to marzenie wielu...
OdpowiedzUsuńZdjęcia zachwycające! Zazdroszczę wam tego doświadczenia, to moje marzenie, by tez móc to zobaczyć na własne oczy;) Magicznie po prostu!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za spełnienie marzenia! :)
Usuń