A gdybyś była / był krzesłem, to jakim? Ciężkim, drewnianym z oparciem, w stylu kolonialnym? Czy może lekkim, polipropylenowym, nowoczesnym designem na cienkich, metalowych nóżkach? A może zwykłym, prostym taboretem? Lub wygodnym, rozłożystym fotelem z podnóżkiem? Ja... ja byłabym...
...ręcznie struganym zydelkiem, z sercem na wierzchu. Z nogami lekko koślawymi, ale mocnymi, z litego drewna. Byłabym lekko przykurzonym, stojącym gdzieś w kącie piwnicy, mającym lata świetności dawno za sobą, ale czekającym na spokojny, cichy dom wyrobem czyichś rąk. Najchętniej zamieszkałabym w kuchni, koło pieca, bo tam sucho i przyjemnie. Ale nie za blisko - żeby nie było za gorąco.
Może nie byłabym najwygodniejszym krzesłem świata, ale na pewno takim z historią. Każda rysa - jak zmarszczka - opowiadałaby inny rozdział z dziejów. Czyich dziejów? A bo ja wiem, nie pamiętałabym, taka bym była stara. ;) Ale może opowiedziałabym o moim pra pra pra pra... oj, bardzo dalekim, włoskim przodku - sgabello, od którego zydel, jaki dziś znamy ze sztuki ludowej, wziął swoją linię, kształt i uwielbienie do zdobień?
I może trzymałaby mnie w tej kuchni na przekór wszystkim modom, i na pohybel wszystkim wygodnickim pupom? I pozowałabym - w końcu bez skrępowania - do zdjęć? Kto wie...?
Puenta tej bajki jest taka, że personifikowanie krzeseł wychodzi mi całkiem nieźle. Z ich malowaniem jest podobnie. ;) Odnowiłam więc dziada. Zdarłam warstwy starej farby, zeszlifowałam, wygładziłam, pomalowałam na zielono i zalakierowałam nasz stary zydelek, który ma łudząco podobną historię do tego krzesła, którym bym była, gdybym krzesłem była. Ale nie jestem, zatem zostawiam Cię ze zdjęciami i wracam do pracy.
Urocza opowieść :-)
OdpowiedzUsuńDzięki! ;)
UsuńPrzepiękna ta bajka! Masz rację - personifikowanie krzeseł wychodzi Ci wyśmienicie - podobnie jak ich odnawianie!
OdpowiedzUsuńCudny ten zydelek. Ma tyle... historii w sobie, takiego ciepła... I choć lubię nowoczesne "krzesłowe" wzornictwo, tak ten Twój "dziadu" mnie urzeka. I uśmiecham się do niego czule - powtórz mu... <3
I nawet go pogłaszczę, dziada tego, od Ciebie :* :)
UsuńByłam pewna że będzie całe na zielono, a tu proszę taka niespodziewajka;)
OdpowiedzUsuńA tu klops i siedzisko zostało surowe. :D Przynajmniej na razie... ;)
UsuńLubię Twoje opowieści, a jeszcze bardziej zdjęcia!:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, Aniu! Dziękuję!
UsuńOdnowiony dziad wygląda rewelacyjnie, a historijka świetna. Masz potencjał zarówno do pisania jak i do odnawiania :D
OdpowiedzUsuńHehe dziękuję! :D
UsuńAle krzesło wiosenne - całość mega klimatyczna - roślinki książki :) To lubię!
OdpowiedzUsuńAleż cudnie się Ciebie czyta, świetna opowieść. Zachwyciło mnie to porównanie siebie do krzesła <3
OdpowiedzUsuńA krzesło ... cóż, kocham takie przedmioty z duszą i historią. Zawsze mnie zastanawia kto ich używał, co widziały, jakie historie ludzkie toczyły się obok nich :D
A mnie, poza krzesłem wpadły jeszcze w oko przepiękne kubasy.... też chcę takie :)))))
Ściskam serdecznie, Agness <3
Uwielbiam ten klimat u Ciebie Kochana. Jeden z nielicznych blogów przejrzanych od przysłowiowej deski do deski :)
OdpowiedzUsuńA na koniec takie zaskoczenie! Pięknie opowiedziana historia i wyjątkowa praca stolarska. Chociaż to chyba bliżej poezji :) Miłego dnia!
OdpowiedzUsuńŁadnie napisane opowiadanko, urocze bym rzekł. Zresztą zielony zydelek także ;)
OdpowiedzUsuń