Jeśli Norweg jest cały w skowronkach, może o sobie powiedzieć å være en glad laks, co oznacza, że jest zadowolonym łososiem. Nikt nie wie, jak to jest być łososiem, ale wiadomo, że typowy Norweg jest zadowolony z życia.
A czy ja jestem zadowolona z książki "Szczęśliwy jak łosoś. O Norwegii i Norwegach" Ani Kurek, znanej szerzej jako Norwegolożka? Generalnie tak, ale...
No właśnie, ale. Powiem Ci szczerze, że moja przygoda z tą lekturą zaczęła się od rzucenia jej w kąt pokoju po przeczytaniu dosłownie kilku stron. Nie dlatego, że Ania napisała coś złego już w pierwszym akapicie. Dlatego, że korekta woła o (małą) pomstę do nieba! ;)
Poznikały przecinki, pojawiło się sporo literówek i błędów językowych, na które niestety zwracam uwagę. Takie mam zboczenie zawodowe. Wielokrotnie złożone zdania same w sobie czyta się trudno (a tych jest w książce naprawdę sporo), i bez znaków pozwalających na oddech, ich czytanie staje się męką.
I nie, nie jestem mistrzem słowa pisanego, sama też robię błędy. Tylko pisanie bloga to coś zupełnie innego, niż wydawanie książek. Od tego w wydawnictwach są ludzie zajmujący się redagowaniem i korektą tekstu, żebyśmy my, czytelnicy, spokojnie mogli czytać.
Jak już tak wystrzeliłam z grubej rury na dzień dobry, to powiem Ci, że później jest już tylko lepiej! Gdy przyzwyczaiłam się do stylu i zaczęłam ignorować brakujące znaki przestankowe czy literówki, w końcu znalazłam się w Norwegii. Poczułam pasję i świetne poczucie humoru autorki, a każdy kolejny rozdział przypominał mi nasze wizyty w tym pięknym kraju.
Opisany przez Anię Kurek norweski sen, mrożona pizza Grandiosa, sportowe buty do garnituru czy eleganckiej sukienki, skrzaty, huldry i inne trolle oraz wszechobecne i nieprzetłumaczalne kos spowodowały, że zapragnęłam znów tam być.
Nagle przed oczami stanęły mi obrazy z kawiarni w Ålesund, parku Vigelanda w Oslo czy bergeńskiego Festplassen. Ubrani w stonowane kolory ludzie w sportowych butach, niezależnie od stopnia elegancji stroju, uśmiechnięci i spokojni. Ich serdeczność i chęć niesienia pomocy z jednoczesnym zachowaniem dystansu. Miasta, w których zawsze jest pod albo z górki. Piękne witryny sklepowe w niczym nie przypominające polskiego "zastaw się, a postaw się" ze wszystkim na wierzchu.
A później: udekorowana kolorowymi drewnianymi domkami prowincja, zbocza gór kończące się głęboko pod wodą i ta niesamowita więź ludzi z naturą, polegająca na ochronie, ale także zrównoważonym korzystaniu z jej darów. Lęk przed porównaniami z innymi narodami skandynawskimi, a jednocześnie ogromna duma z bycia obywatelem Norwegii...
Jeśli miałabym Ci odpowiedzieć na pytanie, czy warto przeczytać tę książkę - zdecydowanie tak. Warto zignorować początkowe drobne niedogodności, bo gdy zanurzysz się w treść, poznasz Norwegów od podszewki. Będziesz się wzruszać, poczujesz ciekwość i posmak słodkiego sera na końcu języka. Możliwe też, że nagle usłyszysz swój własny chichot. Ja swój usłyszałam wiele razy. ;) Zwłaszcza, gdy przeczytałam o tym, do czego lepiej się w Norwegii nie przyznawać oraz co jest najlepszym prezentem na każdą okazję... ale ciiii. Nic nie zdradzę, przekonaj się sam/sama.
Weź kocyk, coś do picia, idź do parku, nad jezioro czy rzekę i poczytaj. Prawdopodobnie poczujesz wtedy na własnej skórze, jak to jest być szczęśliwym jak łosoś.
k
Za możliwość przedpremierowego przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.
Ps. Anię, autorkę "Szczęśliwego jak łosoś", będzie można spotkać podczas I edycji Nordic Talking w Gdańsku, na którą serdecznie zapraszam! Więcej informacji znajdziesz w >>> wydarzeniu na facebooku <<< oraz na oficjalnej stronie imprezy >>> Nordic Talking .<<< Widzimy się?
Ahhh kusisz jak nic! Znowu! Biblioteczka mi pęknie w szwach! ; ) Czekałam na Twoją opinię, bo gdy tylko zobaczyłam okładkę u Ciebie - zaciekawiłaś, nie ma co. Teraz cóż... nie pozostało nic innego jak dopisać do listy "do przeczytania", a potem zrobić miejsce na półce. : )
OdpowiedzUsuńO! Coś dla mnie, muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie :) Chyba sięgnę po tą książkę :)
OdpowiedzUsuńmogę polecić :) naprawdę warto
UsuńCzy to możliwe, żeby wydawnictwo wypuściło książkę z taką ilością błędów? Wiem, że literówki się zdarzają, bo czytam uważnie, czasem brakuje jakiegoś znaku interpunkcyjnego, ale jeśli na pierwszych stronach braki widać wyraźnie, to duża strata dla książki. Dobrze, że jest ciekawa.
OdpowiedzUsuńNie pierwszy raz zdarza mi się czytać książkę z błędami, redaktor też człowiek 😉 Na szczęście nie przesłoniły one dobrej, ciekawej treści.
UsuńRedaktor, redaktorem, ale od czego jest korektor do poprawy tekstu? :D Ja nie lubię takich niedociągnięć.
UsuńMi również przeszkadzają wszelkie literówki i zła instrukcja, ale zachęciłaś mnie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń*miało być interpunkcja :D
UsuńWydaje się być bardzo ciekawą pozycją książkową, tylko dlaczego ma tyle błędów i literówek? Nie jestem w stanie tego zrozumieć, dlaczego wydawnictwo taką ksiażkę puściło do druku... Mimo wszystko chętnie do niej zajrzę i przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, ze dałaś rzetelny obraz książki, bo na tym właśnie polega recenzja. Mnie również literowki przeszkadzaja, więc szkoda, że wydawnictwo się bardziej nie postarało. Mimo wszystko brawa dla Ani, która treścią wynagradza te literówki.
OdpowiedzUsuńJa chyba też musze się ponownie wybrać do Norwegii, bo już prawie nic nie wpamiętam, oprócz zapierających dech w piersiach widoków. Co do przecinków i interpunkcji, to już chyba jakaś plaga? O ile mogę wybaczyć blogerkom, to rzeczywiście, od książek oczekuję konkretnego poziomu. O dziwo, jak do tej pory, nie zdarzyło mi się czytać ksiązki z literówkami lub innymi błędami.
OdpowiedzUsuńTo muszę przeczytać tą książkę, bo lubię wiedzieć wszystko o Norwegii :) mieszkam w tym kraju juz ponad 15 lat i powiem szczerze, że pierwszy raz słyszę o takim powiedzeniu. Chyba że to slang z innego regionu Norwegii
OdpowiedzUsuń;)
Książka zapowiada się ciekawie, tym bardziej, że jest o tak ciekawym kraju. Zaciekawiłaś mnie.
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja faktycznie zachęca do przeczytania tej książki. Wpiszę sobie na listę, jednak nie wiem, kiedy się z tego odczytam 😀
OdpowiedzUsuńDoskonała recenzja, ale te literówki... mimo to, chyba warta przeczytania :)
OdpowiedzUsuń"Zadowolony łosoś" - brzmi wyśmienicie ;), o książce nie słyszałem ale z ciekawości sięgnę po nią.
OdpowiedzUsuńNorwegia fascynuje. Planujemy się tam wybrać. Natomiast jakoś Twój opis mnie nie zachęcił do lektury, ale może się mylę i warto..? ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie - muszę dodać do pozycji do przeczytania
OdpowiedzUsuńKochana plus za szatę graficzną bloga, nietuzinkowe spokojne zdjęcia i wyczucie, którego często brak! :)
OdpowiedzUsuńObserwuję i pozdrawiam, miłego weekendu :)
Świetny blog. Lubię blogi o takiej tematyce. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńKsiazka zapowiada sie inetersujaco. Mysle, ze to cos dla mnie. Szkoda tylko,ze wydana z bledami.
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo interesująco, z przyjemnością przeczytam!
OdpowiedzUsuńInteresująco się zapowiada - zapisuję
OdpowiedzUsuńKsiążka wygląda interesująco, fajnie ją przedstawiłaś, ale chyba jednak sobie odpuszczę, bo błędów w książkach nie znoszę
OdpowiedzUsuńPytanie czy łosoś z hodowli czy wolny? I co stoi za zadowoleniem wikingów...PKB?
OdpowiedzUsuń