To miał być zwykły dzień, sobota. Miałam wyjąć ozdoby świąteczne ze skrzyni, udekorować kawalerkę, żeby - w końcu - poczuć magię Świąt. W sieci i w marketach świąteczna atmosfera panuje już gdzieś tak od 3. listopada, ale to dla mnie zdecydowanie za wcześnie. Gdybym miała choinkę ubierać 1. grudnia, a lampki, gwiazdki, reniferki i dziadki do orzechów wystawiać nawet wcześniej, zbrzydłyby mi te Święta zupełnie. Trzymam się zatem kultywowanej w moim rodzinnym domu tradycji, że jak choinka, to w wigilijny poranek.
A jak karp, to tylko filet. W galarecie. I chociaż go nie jadam, to wiem, że jak jest karp w galarecie, to są Święta. Ale do brzegu...
Dawno, dawno temu, na pewnym znanym serwisie aukcyjnym, upolowałam drewnianego dziadka do orzechów. Właściwie upolowałam trójcę całą, ale jednego sprezentowałam (zginął śmiercią tragiczną strącony przez kota z parapetu - roztrzaskał się na kawałki). Dwa pozostałe zostały ze mną. Co roku wyciągam więc dwóch kawalerów z czeluści skrzyni, w której kryją się wszystkie moje zimowe i nie tylko skarby. I co roku historia się powtarza: jeden koleżka z leżakowania wraca bez brody, a drugiego nie ma tam, gdzie być powinien. A winnego - jak zwykle - brak.
Pierwsze podejrzenie padło na koty. Oczywiście ani Milu, ani Mimi nie mają wstępu do skrzyni (chociaż są sprytne, to wieka stuletniej skrzyni, na którym stoi mnóstwo różnych rzeczy, nie podniosą). Koty całkiem wiarygodnie dały nam do zrozumienia, że o żadnej brodzie nie mają pojęcia i w ogóle to "ićstont, bo my nabieramy teraz sił wylegując się na kanapie, aby w nocy nie dać ci spać".
Skupiliśmy się więc na poszukiwaniach. Przekopaliśmy całą skrzynię i nic. Przekopaliśmy komody - nic. Szafę jedną i drugą. Ani widu, ani słychu. Amba wcięła, zapadła się broda dużego razem z małym dziadkiem pod ziemię. Na szczęście mieszkanie mamy malutkie i nie ma w nim zbyt wielu mebli, w których takie oto rzeczy mogłyby się ukryć. Już, już wysyłałam R. do piwnicy w poszukiwaniu tej brody i tego dziadka mniejszego, bo "pewnie schowałeś gdzieś do kartonu w tamtym roku, zapomniałeś i w ogóle uznałeś, że przecież za rok to jeszcze tyle czasu i dziadkowi wizyta w piwnicy nie zaszkodzi", gdy spod kanapy wyturlała się drewniana głowa...
(Tu zawieszę opowieść, żebyście mogli spojrzeć na zdjęcia - niestety dziś tylko z komórki - dziadka i poczuć dreszczyk grozy, który i ja poczułam w tamtym momencie. ;) To się fachowo nazywa suspens... )
Wszyscy wiedzą, że gdy jakakolwiek głowa turla się z jakiegokolwiek kierunku w Twoją stronę, należy uciekać. Prawda? Ale gdy drewniana głowa dziadka do orzechów, którego szukasz pół dnia, nagle objawia się na dywanie, to automatycznie szukasz reszty ciała. Dziadka znaczy się. Drewnianego. Do orzechów. I mordercy.
Lekko zdezorientowani zajrzeliśmy z R. pod kanapę, a tam istna sodoma i gomora! Milu w dość dwuznacznej pozie przytulony do korpusu dziadka wgryzał się w drewniane ramię. Obok Mimi z dziwnie długą, białą, odpowiednio już przeżutą brodą zwisającą z pyszczka. Między nimi morze papierowych kulek, które zwijam i rzucam kotom, gdy mam coś do zrobienia, a im się akurat bardzo nudzi i mnie molestują. Ale teraz ewidentnie molestowały to, co pozostało z dziadka do orzechów. Zboczuchy jedne! ;) Nie wiem jak, nie wiem skąd (prawdopodobnie prosto ze skrzyni, gdy naszą uwagę odwrócił brak zarostu dużego dziadka)...
Morał tej historii jest taki, że gdy koty udają, że nic nie zrobiły, zrobiły to na pewno. Drugi morał jest taki, że klej uhu załatwi wszystko. Przynajmniej na jakiś czas. Zatem zarówno głowa, jak i uprzednio uprana i wysuszona broda trafiły na swoje miejsca. I świętowali długo i szczęśliwie, chociaż ducha Świąt nadal w domownikach nie było...
Ps. wszystkiego o czym marzycie, wspaniałych ludzi wokół i miłości z okazji Przesilenia Zimowego. Dla mnie Święta zaczynają się już dziś, dokładnie o 11:44. Cmok! k
Turlającą się po dywanie głowa dziadka do orzechów, scena jak z dobrego horroru :):) Wesołych
OdpowiedzUsuńPrzeżuta broda wygląda jak nowa;) a kolekcja dziadków prezentuje się bardzo okazale.Też mam podobnego, kupiłam na jarmarku staroci.Tylko że moj ma,nie drewnianą a futrzaną czapę.Jest wyjątkowy,bo nigdzie podobnego nie widziałam
OdpowiedzUsuńTy wiesz, że ja chyba wczoraj na pewnym portalu aukcyjnym szukałam dziadków, co by moja lalkowa kolekcja się powiększyła??? Nieźle 😁
OdpowiedzUsuńGratuluję owocnych poszukiwań i życzę wszystkiego dobrego!
Faktycznie mrozi krew w żyłach :-D Ale najważniejsze, że dziadkowie do orzechów mają się dobrze, choć ten większy ma niepokojącą minę. Mnie od zawsze marzył się zestaw małych, drewnianych ludzików na nartach, sankach itd.
OdpowiedzUsuńŚciskam i Wesołych Świąt! :-)
Weronika
Wiedziałam, że to sprawka sierściuchów. A tak naprawdę, to dziadzio do orzechów to piękna ozdoba świąteczna. Orzechy, piernik, dziadek i pierwsza dwiazdka. Wesołych Świat!
OdpowiedzUsuńPiękne te dziadki do orzechów :) Jak z baśni co najmniej :)
OdpowiedzUsuńTak to jest z naszymi kotami... siłą rzeczy biorą wszystko za zabawę i mają sobie za nic zakazy ;) U nasz Dziadek do Orzechów jest czytany do poduszki... Pięknych, Cudownych Świąt <3
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam takie piękne świąteczne dekorację z historią :) Pozdrawiam Edyta z www.dekorujchwile.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTydzień temu na pchlim targu starszy Pan stał z takimi figurkami. Chyba 10 min stałam i podziwiałam. Piękne !
OdpowiedzUsuńHaha-dobrze,że dało się dziadków reanimować ;p
OdpowiedzUsuńU mnie też dzisiaj- niestety przy garach. Gotowałam już po 20.00 mięcho na pasztet choć nie jadam, ostatnio przypomina mi to, rzeź niewiniątek. Wczoraj z zakupów świątecznych wróciłam do domu o 22.00 i zastanawiałam się z mężem czy w ogóle jeść tzw. obiadokolację. Dzisiaj sprawy urzędowe po pracy i jeszcze obsadzanie choinki. W wigilię niestety nie zdążę, obowiązkowa sałatka, karp (też po egzekucji już w sklepie), finisz grzybowej i keksa. Typowe wariactwo świąteczne.
OdpowiedzUsuńOdnośnie dziadków brakuje mi takich, jednak zawsze kojarzą mi się z baśnią Hoffmanna,i z cudownymi ilustracjami Szancera. Mam wydanie z 1950 r, dała mi ciocia, która otrzymała tą książkę na gwiazdkę.
Skarby mojego nic nie winnego kota odkryłam również dzisiaj, tworząc miejsce na choinkę, ma szczególną zdolność wpychania wszystkiego co się da we wszelkie szczeliny.
Koty zachowują się zupełnie jak moi synowie, gdy udają, że czegoś nie zrobili to zrobili to na pewno!
OdpowiedzUsuńZ przesileniem masz rację- wszystko co najgorsze mamy już za sobą!
Wesołych Kasiu :)
Eh - widzę że jakieś zamachy na dziadka były...
OdpowiedzUsuńTrzeba pilnować takich skarbów! :)
Mam sentyment do takich dziadków, śliczne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - D.
Dlatego nie mam kota :) Choć pies też potrafi nabroić!
OdpowiedzUsuńHihi.. Historia z Kocich opowieści, moja śp. Babcia by się uśmiała :) Ja sama jestem psiarą i moje dwa buldożki tak jakie są kochane tak samo potrafią różki pokazać:D I właśnie najczęściej mi coś kradną i sabotują moją pracę np. przyklejając się sierścią do nowo pomalowanej szafy hihi.. Albo to co uwielbiam , to te brudne łapki na mojej białej kanapie, które powstają gdy moje uradowane czworonożne wracają prosto z dworu i które koniecznie chcą się ze mną przywitać, no bo przecież nie było ich aż całe 10 minut :D To życzę Ci w 2017 roku bardziej grzecznych Milusińskich i wszystkiego co Najpiękniejsze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńo Matko.. oszalałam :D co za pięknoty ! moja miłość z dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpisik :) Super się czytało :)
OdpowiedzUsuń