{w drogę, czyli koza na urlopie}

Koza była chora, nie chciała wstać z łóżeczka i przyszedł pan doktor i rzekł: sio na wakacje! Tak było, tak było... Taka diagnoza i nie ma zmiłuj. Zapakowała więc koza lwa i siebie w bagaże podręczne, wcześniej o urlop w pracy ładnie poprosiła, i jedzie. A raczej leci. I choć koza to zwierzę przyziemne raczej, przebiera raciczkami na samą myśl o samolocie. Tęskniła! 

Wytęskniona za lataniem, spakowana (już prawie!), wyposażona w aparat, wygodne buty i Małża u boku, udaję się na nie do końca planowane wakacje do...

... Ålesund! Tanie linie lotnicze zrobiły mi psikusa i nie było wyjścia, velkommen til Norge! 

O nie do końca planowanych wakacjach 

przeczytacie w tym poście. 

Ponieważ leżenie nad basenem w hotelu z gwiazd(k)ami i popijanie drinka z palemką nie należy do naszych ulubionych zajęć, będziemy z Małżem głównie chodzić, podziwiać, siadać na schodkach, gapić się na tubylców, zakochiwać w widokach, łazić dalej, karmić fiordy albo foki, zajadać brunost i tørrfisk, unikać Fiskekaker i pstrykać zdjęcia. To lubimy. :) 

Trzymajcie więc kciuki za nasze loty - odloty oraz ładowanie baterii. Gdy wrócimy, będę opowiadać... Cmok!

k