skrzyżowana z mistrzem Jamiem. I, gdy tak - niczym wirtuoz - szastam przyprawami, siekam i mieszam w garnku, nikt mi nie wmówi, że to TYLKO krem z groszku! Nikt! ;)
Jesień to czas rozgrzewających zup w naszym domu. A ponieważ od dziecka fanką zup jako takich nie jestem,
muszę kombinować, żeby w ogóle się zmusić do ich jedzenia. Zmuszanie się jest całkiem przyjemne,
gdy mamy do czynienia z zupami kremami lub moją ukochaną buraczkową. Szczawiowa też zdaje egzamin.
Ale wczoraj, gdy wróciłam po pracy naprawdę głodna, a z lodówki mrugała do mnie zachęcająco tylko włoszczyzna, ugotowałam najszybszą i najprostszą zupę świata.
Zupę krem z zielonego groszku.
Ponieważ zarówno mi, jak i Małżowi smakowała niewyobrażalnie dobrze, dzielę się z Wami przepisem.
Składniki:
250g zielonego groszku (ja użyłam mrożonego);
1/4 opakowania rukoli ( to był eksperyment, nad wyraz udany!);
z włoszczyzny wszystko, oprócz marchewki;
kilka ząbków czosnku (jesienią zawsze dodaję więcej);
przyprawy: ziele angielskie, liść laurowy, pieprz ziołowy, sól,
odrobina kurkumy i gałki muszkatołowej,
gałązka świeżego rozmarynu; łyżka oleju.
Możecie wykorzystać zwykłe kostki rosołowe, jeśli nie macie chęci eksperymentować ze smakami.
Przygotowanie:
banalnie proste. ;) Włoszczyznę (seler, por, korzeń pietruszki) obrałam i pokroiłam w kostkę.
Czosnek obrałam. Rukolę umyłam i porwałam. W garnku rozgrzałam olej, wrzuciłam na niego wszystkie warzywa
oprócz rukoli, dodałam przyprawy i lekko podsmażyłam. Rukolę dodałam na samym końcu, tuż przed zalaniem całości wodą. Gotowałam na małym ogniu, aż warzywa korzenne zmiękły. Zblendowałam całość na gładki krem.
Dodatkiem w moim przypadku był kupiony w sklepie ( wybacz, Mamo!) "groszek",
ale świetnie sprawdzą się i domowe grzanki, i kleks z jogurtu, a nawet spieczona szynka szwarcwaldzka.
Co kto lubi, co kto ma.
Gdybyście więc nie mieli pomysłu na wtorkowy obiad - polecam! Smacznego!
Ps. wybaczcie mi zdjęcie. O 17, gdy zupa była gotowa, było już tak ciemno, że nic lepszego nie udało mi się złapać. No dobra, byłam też bardzo głodna po prostu i nie chciałam już dłużej czekać!
Robienie zdjęć jedzeniu, z pustym żołądkiem, to naprawdę niezła męka. ;)
Edit: (zdjęcie podmienione na nowe, lepsze ;) )
Edit: (zdjęcie podmienione na nowe, lepsze ;) )
Uściski!
k
uwielbiam zupy krem :-)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się ze tylko jedno zdjęcie zrobiłaś :-) Pewno znikała ekspresowo
I to telefonem! Zniknęła w minutę! ;)
UsuńO rany! wygląda obłędnie :) Uwielbiam groszek :)
OdpowiedzUsuńJak groszku nie lubie - tak bardzo apetycznie wygląda ten krem że chyba bym się nie powstrzymała i spróbowała z wielką chęcią :)
OdpowiedzUsuńZupa naprawdę zaskakuje smakiem. Polecam! :-).
UsuńZupa naprawdę zaskakuje smakiem. Polecam! :-).
UsuńSuper zupka
OdpowiedzUsuńZupa super!
OdpowiedzUsuńWyglada smakowicie :-)
Dziekuje za przepis :-*
Pyrtunia.blogspot.com
rozumiem doskonale stan głodowego powrotu z pracy :)
OdpowiedzUsuńpyszna zupa z Hulka (mój syn na Hulka mówi groszek hehe) :)
Ja na taką zupę się zapisuję do Ciebie w kolejkę :) Uwielbiam zupy o takiej konsystencji i jeszcze rozgrzewającej mi potrzeba, bo coś znowu kicham.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, M.
Koniecznie muszę spróbować ten przepis, może w końcu coś zdetronizuje u mnie pomidorową:) A rozgrzewający krem groszkowy jest obiecującym kandydatem:) Ściskam!
OdpowiedzUsuńNie lubię zup kremów (a poza botwiną i własną pomidorową od podstaw w ogóle zup) , ale tą również ostatnio zrobiłam. Byłam jeszcze szybsza, bo zawsze mam w zamrażalniku wywar (ostatnio tylko warzywny). Żeby prócz kremu było coś na ząb, upiekłam grzanki chleba.
OdpowiedzUsuńNiezaprzeczalny urok tej zupy to jej wiosenna zieleń, oj jakże jej ostatnio brak, a choć szarość uwielbiam nosić, to w powietrzu mnie dobija wręcz fizycznie.
Rozgrzewająco pozdrawiam.
Minie listopad, przyjdzie śnieg i będzie pięknie! A zielona zupa to zawsze dobry pomysł. :) Pozdrawiam!
UsuńKrem z groszku to jedna z moich ulubionych zup. Szkoda tylko, że mój M nie lubi groszku...
OdpowiedzUsuńJak można nie lubić groszku ;) :P?
Też sobie tego nie wyobrażam! :D
Usuńzdecydowanie to nie tylko krem z groszku a... obraz na talerzu... pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńOj jaka apetyczna, chętnie załapałabym się na taką rozgrzewającą porcję!
OdpowiedzUsuńo to moze być coś dla mnie :) bardzo fajny przepis :)
OdpowiedzUsuńZupka wygląda pysznie i może nawet w weekend wykorzystam przepis i zrobię :)))
OdpowiedzUsuńJa zup kiedyś bardzo nie lubiłam i praktycznie zawsze o to były wojny, już od dzieciństwa ;) Od jakichś 2 lat widzę , że coraz bardziej się to zmienia i z coraz większą przyjemnością kuszę się na zupki :))
Buziaki serdecznie, Agness:)
Uwielbiam zupy krem z wszystkich warzyw.. ale z groszku jeszcze nie próbowałam :)
OdpowiedzUsuńMuszę to nadrobić ;D
Ja również nigdy nie mogę zrobić porządnych zdjęć jedzeniu, zawsze sobie mówię, że zrobię następnym razem gdy to ugotuję ;D
Pozdrawiam K
Właśnie! Jak tu zdjęcia zrobić, gdy w brzuchu burczy!? ;)
Usuńzdjęcie jest ok, zupa wygląda apetycznie więc najważniejsze, ja ostatnio gotując zupy wszystkie miksuje :) mam taką teorię że poprawia to smak, wszystkie składniki dokładnie mieszają ze sobą :D
OdpowiedzUsuńTa zieleń! Mmm... spisze sobie przepis bo dziewczyny lubią kremy :-)
OdpowiedzUsuńNo i mam kłopot. Bo mnie kręci ten kolor i chęć na zupę, ale... Nie lubię (i to bardzo) rukoli. I czym ty diabelstwo zastąpić? A może pominąć zupełnie...
OdpowiedzUsuńMożna rukolę zupełnie pominąć. Ja wrzuciłam, bo miałam garstkę, z którą nie wiedziałam, co zrobić. :D Bez rukoli też jest pyszna - sprawdziłam!
UsuńRukola? No to faktycznie ciekawy eksperyment :)
OdpowiedzUsuń