Zastanawiałam się cały dzień, czy z okazji Dnia Dziecka napisać coś, czy jednak przeczekać tą falę "dziecięcych" postów na ulubionych blogach. Ostatecznie doszłam do wniosku, że coś jednak pokażę.
A do tego nawet coś opowiem.
To mój pierwszy w życiu (a przynajmniej pierwszy uwieczniony na fotografii)"dzióbek"! Obstawiam 1985/86 rok
I jakkolwiek dwuznacznie by to nie zabrzmiało: noszę w sobie dziecko. Siebie samą sprzed lat.
I pielęgnuję bardzo wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. W poście o "Ostatnim dziecku lasu" (klik) pisałam już sporo o swojej przeszłości, o tym jak ważna dla mnie jest Natura oraz kto i co miało na to wpływ. Dlatego dziś nieco mniej poważnie, bardziej dziecinnie. O najfajniejszych wspomnieniach. ;)
Łzy jak groch - wiadomo, przez faceta! :D
Jednym z nich jest przedszkole i wszystko, co z nim związane. Uwielbiałam przedszkole!
Po traumatycznym i bardzo krótkim epizodzie w żłobku, przedszkole było dla mnie rajem!
Był Maciek, który mojej ukochanej lalce obrywał głowę i dla którego codziennie chciałam chodzić
do przedszkola ubrana w czerwoną sukienkę. Na zdjęciu powyżej płaczę prawdopodobnie właśnie
z powodu lalki - musiałam pozować z inną, bo moja została poddana dekapitacji.
Była Pani Grażynka, która miała fioletowe od płukanki włosy i zawsze uśmiechniętą buzię.
Były kredki w tysiącach kolorów, a ja byłam przedszkolnym artystą malarzem,
który nad kartką papieru i z pędzlem w ręku czuł, że żyje. ;)
Do przedszkola też, w moje 5. urodziny, Mama przyniosła mi wymarzony i wyproszony prezent - koparkę!
Do tej pory marzę o takiej dużej, prawdziwej...
Moja starsza siostra i ja. Od razu widać, kto łobuzem był, a kto wolał czytać książki. ;) Nie wiem, ile mogłam mieć tu lat. Może 3?
Inne urocze wspomnienia dotyczą mojej starszej siostry, która z pasją godną mistrza, gdy tylko rodzice mieli gdzieś wyjść, uderzała mnie w głowę zabawkowym bąkiem (pamiętacie takie metalowe ustrojstwo?).
Bo przecież jak Kasia się rozpłacze, to Mamusia i Tatuś na pewno nigdzie nie wyjdą! (Maja, pozdrawiam Cię!) Wynikało to z tego, że ja byłam bardzo pogodnym dzieckiem i bardzo rzadko płakałam.
Ale pamiętam do dziś, jak płakałam, gdy nasz pies - Dżeki - odgryzł ulubionemu misiowi oko,
albo gdy moja siostra na moich lalkach uczyła się sztuki fryzjerstwa. Tym sposobem lalki Mai miały piękne, długie loki, a lalki Kasi - łyse głowy lub, w najlepszym przypadku, jeżyka.
Ciężki jest żywot młodszej siostry... ;)
Podzielicie się ze mną swoimi wspomnieniami z dzieciństwa?
Ja mogłabym pisać i pisać, ale obawiam się, że i blogowa kartka się kiedyś kończy. No i kto by to czytał??? ;)
Uściski i radości nie tylko z okazji mijającego Dnia Dziecka!
k
Haha, ach te wojny w rodzeństwie! To również moje ciepłe (teraz! bo moje lalki też były łyse!) wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńA ja byłam mistrzynią teatrzyków! Wyciągałam prześcieradła, robiłam kurtynę i czyniłam występy. To znaczy plotłam trzy po trzy, co mi ślina na język przyniosła. Głównym widzem była zawsze, ku swej niewątpliwej uciesze mama. A na koniec, zasypiałam gdzieś w całym tym bałaganie. Dziś umieram ze strachu przed publicznymi występami, ale nadal zdarza mi się zasnąć w bałaganie ;)
Buziaki!
Magda
Hah, no pięknie! A nie zostałaś przypadkiem aktorką lub reżyserem teatralnym? :D Publiczne wystąpienia....brrrr....
UsuńMuszę przyznać, że dzień dziecka i matki nie należą do moich ulubionych i to z powodów zawodowych (niestety to wpisane w obowiązki i nie ma człowiek już czasu na rodzinę, a może i sił). Dzisiaj pracowałam tak długo, że dziecku choć dorosłemu życzenia złożyłam przez telefon wieczorem, a moja mamuś dodzwoniła się do pracy.
OdpowiedzUsuńPodobnych do Twoich akcji z siostrą, oglądam sporo na co dzień. Jednak sama tak jak i moja córka jesteśmy jedynaczką. Jednak mój mąż ma siostrzaną drużynę i sporo incydentów ze wspólnego "pożycia".
Zdjęcia podobne, też w albumie na czarnym klaserze.
Pozdrówki i wszystkiego najlepszego w Dniu Dziecka.
Dzięki serdeczne i, mimo że nie lubisz, wzajemnie! Każdy z nas ma w sobie trochę z tego dziecka... :) Albumy "klasyczne" uwielbiam. Nawet nasz ślubny, całkiem współczesny, to ręcznie wykonany a la klaser z czarnymi stronami i pergaminowymi "przecinkami". :)
UsuńNo rozkręciłam się, uśmiałam, upadłam, wstałam i znów śmiałam! A Ty tak kończysz?? Toż to dopiero przedszkole ;-)
OdpowiedzUsuńOjoj, jak miło, że są chętni na więcej! Będzie okazja do kontynuacji... ;) W podstawówce było już tylko ciekawiej. ;)
UsuńTeż bym chętnie poczytała więcej! Właśnie do mnie dotarło jak potwornie nudne było moje dzieciństwo jedynaka nie chodzącego do przedszkola;) a wszystkie lalki takie... Długowłose ;D
OdpowiedzUsuńDziękuję! Traktuję to jako powód do kolejnych wynurzeń. :D
UsuńHmm, o życiu jedynaka nie wiem zbyt wiele, nie było mi dane. Ale chyba nie żałuję - mimo guzów na głowie (a może i coś jeszcze od tego bąka w mej głowie nie tak działa? ;) ). Uściski!
Czekam na kolejne wspomnienia, przy tych uśmiałam się do łez :))
OdpowiedzUsuńCudnie piszesz, bardzo się cieszę, ze trafiłam na Twój blog <3
Pozdrawiam serdecznie , Agness:)
Dziękuję bardzo i też się cieszę, że do mnie trafiłaś! :) Uściski!
Usuńpiękne wspomnienia!
OdpowiedzUsuńja cały czas pamiętam jak z bratem waliliśmy się o byle co po plecach a potem jak brat łowił już z ojcem ryby to zdarzało się zamrożonym sandaczem po głowie... albo przewieszał mi ozdoby i przestawiał meble kiedy tylko coś zmieniałam w mojej części pokoju...
pamiętam tez rytualne wręcz nocne rozpakowywanie prezentów spod choinki, bo mieliśmy teoretycznie rano w Wigilię ale po co było czekać...
Buziaki! i miłego wspominania!
Hah, rodzeństwo zawsze ma jakieś niespodzianki w rękawie, prawda? ;) Dziękuję!
UsuńWspaniałe wspomnienia :) I marzenie o koparce - wow ;) Moje dzieciństwo było walką z młodszym o pięć lat bratem :) Ja byłam starsza, więc to ja zamykałam go w pokoju, straszyłam itp. śmieszne dla mnie i wyłącznie dla mnie sytuacje :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam