Rękodzieło w Polsce do niedawna kojarzyło się tylko z cepelią, ludowymi wzorkami (które są zresztą bardzo piękne), ciupagą przywiezioną z Zakopanego lub drewnianymi koralikami nawleczonymi na gumkę, kupionymi za 3 złote na bazarku. Jednak od jakiegoś czasu rękodzieło przeżywa swój renesans w naszym kraju. Jest mi szalenie miło, że doczekałam się tego po latach spędzonych na dłubaniu biżuterii.
Nadal nie jest to łatwy kawałek chleba i polskie rękodzieło bardziej doceniane jest poza granicami kraju, ale coś w mentalności ludzi zaczęło się zmieniać. Na lepsze. Nie liczy się już tylko metka, nawet jeśli to, co do niej przyczepione nie ma żadnej wartości. Coraz częściej ludzie są skłonni zapłacić więcej za no-name, ale z poczuciem, że mają coś unikatowego w skali światowej. Dostrzegają i doceniają różnicę między masową produkcją, a pracą ludzkich rąk.
Ci z Was, którzy trafili tu z mojego poprzedniego bloga o biżuterii wiedzą, jak przebiegała moja droga rękodzielnika. Widzieli moje prace wcześniej, czytali legendy, których wyszukiwanie zawsze sprawiało mi ogromną przyjemność i mam nadzieję - czuli moje zaangażowanie i pasję. Tym z Was, którzy trafili do koziego świata przez przypadek chętnie opowiem o tym więcej. Ale dziś, przede wszystkim, pokażę.
Ten naszyjnik to moje najmłodsze dziecko. Powstał wczoraj z połączenia srebrnego drutu i łańcuszka oraz niebanalnej urody Labradorytu. Naturalne kamienie są zachwycające, naprawdę. I bardzo się staram nie przyćmić ich urody swoimi oplotami. Mam nadzieję, że udało mi się to osiągnąć i tym razem. Tak właśnie wygląda moje rękodzieło.
A Wy? Zajmujecie się rękodziełem? Część z Was znam i wiem, że tworzycie piękne rzeczy. Część osób, których blogi obserwuję, wyraża swoje zamiłowanie do rękodzieła w stylizacjach, dekorowaniu domu czy nawet pieczeniu własnego chleba.
Ja, oprócz tego, że pracuję rękoma, doceniam także talent i rzemiosło innych, dlatego w moim domu panuje eklektyzm. Znajdziecie tu zarówno meble z sieciówki, jak i starą skrzynię przywiezioną z Flohmarktu w Konstanz, a także wiele owoców pracy rąk własnych, innych blogerów, artystów, rzemieślników. Na pewno coś Wam jeszcze pokażę, jeśli tylko będziecie chcieli na to patrzeć.
Niech żyje handmade! :)
Uściski!
k
piękności wow kamienie naturalne są tak unikalne jak to co zostało z nich wykonane :) podziwiam
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! :) Natura jest niesamowita w swojej kreatywności. Ja to tylko wykorzystuję.
UsuńPokazuj!!! Uwielbiam niepowtarzalne rzeczy. A labradoryty to jedne z moich ulubionych kamieni.
OdpowiedzUsuńBędę, co jakiś czas. :) To też jedne z moich ulubieńców. Ogień, który w sobie mają, jest magiczny. :)
UsuńJa też myślę, że oprawa powinna tylko uwypuklić piękno natury a nie daj Boże jej przeszkadzać. Ty właśnie potrafisz tego dokonać.
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
Usuńja się jeszcze muszę wieeeleee nauczyć... ;) ale to chyba jedyne co mnie kręci :) powrót do srebra w planach. i walka i podniesienie własnego poziomu :)
OdpowiedzUsuńZu, ja też się ciągle uczę i jest wiele rzeczy, których do tej pory nie potrafię, a są to rzeczy w sumie proste i bardzo ułatwiające życie, jeśli chodzi o pracę z metalami. Ale nauczę się... :) Powodzenia!
UsuńJuż od dawna jestem fanką Twoich prac, choć nie zawsze wyrażałam to w komentarzach na sliwkowych trzewikach;) najmłodsze dziecko piękne jak reszta rodzeństwa, a kamień rzeczywiście wyjątkowy i tak bardzo w moich kolorach. W pierwszej chwili skojarzył mi się z pawim piórem, ale masz rację, jest w nim ogień, a w tym przypadku, zdecydowanie alchemiczny:)
OdpowiedzUsuńJest mi ogromnie miło, że zaglądasz też do kozy! :) Duuuużo wody upłynęło od mojej ostatniej publikacji w trzewikach i póki co nie planuję tam powrotu. Ale od czau do czasu coś tutaj wrzucę. :)
UsuńTworzysz cuda i wiem to nie od dziś! tworzysz też świetny blog! fajna ta Kozucha!
OdpowiedzUsuń