Dzień dobry, cześć i czołem.
W życiu kozy domowej bywają takie dni, że tylko czekolada potrafi zrozumieć. Nie zadaje pytań,
nie wymaga odpowiedzi, po prostu jest. Zalotnie wystawia swoje kwadraciki z szeleszczącego papierka
i do tego tak S M A K U J E !
Niby wiosna na horyzoncie, przebudzenie powinno nastąpić lada dzień, a ja nieco bardziej zatrzaskuję
się w sobie. Większość ludzi okres książkowo - serialowo - kocykowy przechodzi w listopadzie, a mnie chandra najbardziej dopada właśnie w marcu. Wszędzie już słychać wiosna, wiosna, ach to ty.
A mnie, zamiast pracować, chce się wyć. Swoją drogą wiecie, że Chandra to także hinduski bóg księżyca?
A wyć do księżyca to ja potrafię, jak mało kto! ;)
I nawet róża ze mną nie współpracuje - zadecydowała za mnie, że w domu wiosna, koniec i kropka.
Myślałam już o tym, by napuścić na nią młodsze kocię. Mimi na pewno chętnie się nią zajmie. Trochę mi jednak tej róży szkoda - nigdy nie wiadomo, czy za rogiem nie czai się jakiś Mały Książę,
który do niej wzdycha.
Jako, że marzę o byciu laską, o czym pisałam już tutaj, na czekoladę też znalazłam smaczny i zdrowy sposób. Zrobiłam sobie mus malinowy z siekaną gorzką czekoladą. Niebo w gębie! Przygotowanie zajmuje mniej więcej
3 minuty, a później płyną same korzyści: czas jakby zwalnia z każdą łyżeczką, endorfiny szturchane kakaowym smakiem zaczynają pląsać radośnie, komórki puszczają oko do witamin, i to przedwiośnie staje się
jakby mniej upierdliwe.
Cieszę się, że zanim mus całkiem zniknął, zdążyłam co nieco przelać do filiżanki. Dzięki temu nie tylko mam zdjęcia, ale też nadzieję, że rozbudzę nieco Małża, gdy wróci do domu zmęczony.
Tymczasem uciekam do lektury, bo za dwie godziny mamy podwójną randkę. Z Francisem i Claire Underwoodami. :)
Uściski! k.
Ps. Mus malinowo - czekoladowy na dwa: 2 garści mrożonych lub świeżych malin, 2 łyżki stołowe jogurtu naturalnego, 2 paski posiekanej ciemnej czekolady. Wszystko wrzucamy do najlepszego kuchennego przyjaciela - blendera i miksujemy. Smacznego!
the mouse looks heavenly and super easy to make!
OdpowiedzUsuńAnd it is easy to make! :) Thank you for visiting me! :)
UsuńOjej, podziwiam. Moja silna wola w obliczu czekolady jest tak słaba, że perspektywa wiosny, chęć pozbycia się kilograma czy dwóch, a nawet garść malin, które uwielbiam, nie są w stanie odwieść mnie od wciągnięcia całej tabliczki... Zawsze tłumaczę się tym, że życie jest za krótkie, żeby odmawiać sobie drobnych przyjemności;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego, że życie jest zbyt krótkie na odmawianie sobie przyjemności - nie jestem na diecie, tylko zmieniłam nawyki. ;) Też jadam czekoladę w wersji saute, ale już nie w ilościach hurtowych. ;) Gdybym sobie pozwalała na nieograniczoną ilość tych przyjemności, zamiast chodzić, turlałabym się. ;)
Usuń